niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 11

Delikatnie musnęłam jego górną wargę. Poczułam słodki smak jego ust na moich i przysunęłam się do jego twarzy. Kątem oka zauważyłam Hope wychodzącą z sali. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Jego usta poryszały się coraz zachłanniej kontrolując moje. Wsadził palce w moje włosy i zaczął się nimi bawić ,a ja objełam go za kark tak ,by nie przerywał pocałunku. Czułam od niego moje ulubione męskie perfumy. Mocniej zacisnęłam powieki rozkoszując się jego silnymi wargami. Nagle straciłam smak jego ust i usilnie próbowałm znów je złapać. Otworzyłam oczy i zauważyłam ,że Liam mi się przygląda. Przysięgam ,że w tym momencie go nienawidze.
-Jesteś piękna.
Wcale go nie słuchałam pociągnęłam go tylko za kark i tym razem to ja przejęłam kontrole ,ale niestety nie na długo. Znów to on panował nad całym pocałunkiem. Nigdy w życiu nie doświadczyłam czegoś takiego. Czułam w uszach szybsze krążenie krwi i bicie serca w nadgarstkach. Obraz lekko mi się rozmazał i nie mogłam złapać oddechu. Usłyszałam wycie maszyn. Moje serce w biciu chyba nie miało chociaż sekundowych odstępów bo trudno było odróżnić niektóre uderzenia. Liam oderwał się ode mnie i spojrzał przerażonymi oczami.
-Rosalie co jest ?! Zawołać lekarza ?! - już chciał wstać z łóżka ,ale złapałam go za rękę i roześmiałam sie na całą sale. - Rose to nie jest śmieszne może coś się stało.- dodał oburzony.
-Nie nie Liam...-Nie potrafiłam zapanować nad świechem ,ale wiedziałam ,że jestem czerwona nie ze śmiechu ,ale wstydu - Świetnie całujesz.
Liam chyba zrozumiał o co chodzi i sam się na chwile roześmiał ,ale szybko spoważniał.
-Więcej cię nie pocałuje Rosalie - yhy ,a zakład ? - To ci szkodzi.
-Ah tak ? Dobra nie ma sprawy. Więcej się do ciebie nie odezwę. - Zacisnęłam ręce na piersiach jak małe dziecko. Wcale nie zamierzałam złamać obietnicy.
-Rose nie żartuj - zrobił oczy kota ze 'Shreka'. O nie panie słodki. Nie złamiesz mnie nie ma. - Proosze.
-...... - odpowiedziała mu cisza. Masz na co zasłużyłeś. Szach-Mat. Nie musiałam długo poczekać ,żeby poczuć jego usta na swoich. Ah słodki smak wygranej.
-Pasuje ? - zapytał lekko wkurzony. Uśmiechnęłam się wrednie od ucha do ucha.
-Nawet nie zdjesz sobie sprawy jak bardzo. Kiedy będę mogła wyjść ?
-Chcą jeszcze potrzymać cię na obserwacji - usyłyszałam Hope - rozmawiałam przed chwilą z lekarzem. Mówił o jakichś 2-3 dniach. - Posmutniałam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i mieć to wszystko za sobą. Szczerze mówiąc nie żałuje tej próby samobójczej. Dużo dzięki niej przemyślałam i zastanowiłam się nad samą sobą. Przemyślałam sprawę moją i Liama. Znalazłam cel życia i mogłam doświadczyć przyszłości. Czułam się jak nowo narodzona. Wreszcie mogłam zacząć wszystko od początki na własnych zasadach. Bez bólu i krzyku. Dokładnie tak jak chciałam i zapomniec wszystkiego co dotyczyło przeszłości, Jonniego i moich rodziców. Liam miał mi w tym pomóc.
-Rosalie cos nie tak ? - zamyśliłam się na długo więc przez chwile byłam nieobecna.
-Nie nie tak tylko myślałam ,a czemu pytasz ?
-Bo mam pewną propozycję...właściwie prośbę. - Liam chyba czuł się niepewnie.
-Zamieniam się w słuch.
-Wynająłęm mieszkanie w samym centrum Lockslay. Całkiem niedlakeko domu Hope. Chciałbym...Chciałbym ,żebyś tam ze mną zamieszkała - zamurowało mnie - Hope musi się uczyć i pomagać w domu ,a czułbym się lepiej wiedząc ,że nic ci nie grozi.
A więc to tak. On i Hope myśleli ,że znów się będę chciała zabić. I co miałam teraz odpowiedzieć. Nie chciałam sprawiać Liam'owi kłopotów ,ale nie chcę mieszkać sama w wielkim domu.Pozatym gdybym odmówiła Liam pomyślałby ,że chcę sobie coś zrobić.
-O ile nie będę sprawiać kłopotów i przeszkadzać...mogę się zgodzić - odpowiedziałam po długim namyśle.
-Oh Rosalie to świetnie. Kiedy tylko wyjdziesz przeniesiemy twoje rzeczy do mnie - Liam uśmiechnął się ciepło.
-Ale napewno nie będę przeszkadzać ?
-Oczywiście ,że nie.
-I będziemy mieszkać blisko siebie ! - Pisnęła Hope.
-Tak ....to rzeczywiście świetnie. - dodałam ironicznie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ta dziewczyna potrafi być denerwująca. Kocham ją jak siostre ,ale czasem naprawdę nie można z nią wytrzymać.
-Hope mam dla ciebie dobrą wiadomość - powiedział z cwanym uśmieszkiem Liam.
-Tak słucham.
-Rose powiedziała mi co-nie-co o pewnym chłopaku... - Mówił poważnie Liam. Genialnie potrafił opanować śmiech.
A tu taka śliczna Hope
-Rosalie powiedziałaś mu o Harrym ?! - No nieźle się wkurzyła.
-Oj Hope spokojnie wiem ,że się w nim ten-ten -dodał dalej poważnie Liam - I tu właśnie się zaczyna najlepsze. No ,bo widzisz tak się składa ,że to mój kuzyn. Jeżeli chcesz mogę cię z nim zapoznać. On uważa ,że jesteś śliczna. - Hope prawie pisnęła z zachwytu i zaczęła dziękować Liam'owi za to co już niedługo pewnie zrobi. I tak w ten pozytywny sposób zakończyła dzisiejszy niezwykły dzień.

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 10

Ogarnął mnie dziwny spokój. Nie panowałam nad ciałem i myślami. Nie czułam sie sobą ,a na przeciw mnie była tylko ciemna ziejąca nicością pustka. Byłam chyba na granicy życia i śmierci. Nagle zobaczyłam parę drzwi wyłaniającą się z nicości. Na drugiej stronie pierwszych drzwi zobaczyłam Mamę, Tatę i Jonniego natomiast drugie przedstawiały małą istotkę o moim kolorze włosów i bladych oczach Liama. Uśmiechnęłam się do siebie. Musiałam zdecydować, życie czy śmierć ? Co chciałam osiąnąć połykając te tabletki ? Jaka była moja wizja śmierci fizycznej ? Co miałam odczuwać głęboko w duszy ? Pożuciłam żale i smutki. W pewnym momencie wyrzekłam się całego życia. Spojrzałam na rodziców i przyjaciela. Zrobiłam pewny krok.

***

Usłyszałam delikatne pikotanie maszyn. Poczułam zapach świerzych kwiatów, zapewne były to piwonie. Czułam na sobie smak każdego dźwięku i oddechu. Nie chciałam otworzyć oczu czułam przy sobie obecność. Ktoś kto był mi bardzo bliski trzymał mnie za rękę ,a obok oddechu tego kogoś usłyszałam jeszcze jedną osobę. Ktoś cicho rozmawiał. Na początku nie mogłam oddzielić słów od siebie i nie mogłam zrozumieć znaczeń danych wyrażeń. Dopiero po kilku sekundach potrafiłam rozpoznać 2 głosy. Liam i Hope. Ale jak długo tu byli ? Jak długo przebywałam w szpitalu ? Postanowiłam przysłuchać się ich rozmowie.
-Dobra ,a to w klubie ? - świergotliwy głosik Hope omiotał pomieszczenie w którym się znajdowałam.
-To było nie zamierzone, nie mogłem słuchać jak ją obraża - Liam był wyjątkowo spokojny.
-Ale nie uważasz ,że przesadziłeś ?
-Nie w żadnym wypadku. Chciałem mu przywalić jeszcze kilka razy....ale wiesz. Rose.
-No tak nigdy nie lubiła patrzeć na bójki. Dobra czas znów spojrzeć na zegarek panie ,,na czasie" jak długo tu jesteśmy ?
-Jakieś 3.....dni. - oboje wybuchnęli śmiechem.
-Kurwa, Liam martwię się o nią... Leży w śpiączce już prawie 4 dni. Jeszcze 2 dni temu lekarze mówili ,że gdzybyś zadzwonił 2 minuty później nie miałaby szans...No wiesz Dziękuje.
-Jakoś nie czuję się bohaterem. Może zmieni się to kiedy się obudzi.
-Dobra, spróbujemy moim sposobem.
-Hope próbowaliśmy ze 100 razy i nic. Nie właściwie jednak coś - boli mnie głowa.
-Ale teraz musi się udać ! Rose...Kochanie słyszysz mnie ?
-Oj bo zrobię się zazdrosny.
-ZAMKNIJ SIĘ KURWA.
-Dobra już nic nie mówię.
-Rose kochanie posłuchaj... Jeżeli w tej chwili nie otworzych swoich kaprawych paczałek ździele twojego kochasia w łeb.
-Tylko spróbuj - wydałam z siebie cichy jęk. Nie mogłam powstrzymac się od śmiechu. Ale zbyt mocno bolał mnie pusty brzuch by wydać z siebie chociaż jeden dźwięk. Otworzyłam delikatnie oczy patrząc w każdy centymetr małej sali.
-HA WIDZISZ KURWA OTWORZYŁA OCZY....ZARAZ ONA OTWORZYŁA OCZY !!! AAAAAAAAAA.
-Hope zamknij się pewnie boli ją głowa ! Rosalie...Tak się o ciebie martwiłem. Jak się czujesz ? - ścisnął mocniej moją dłoń i popatrzył mi sie w oczy z troską. Jego tęczówki były czerwone co  miało znaczyć,że płakał. Niee inaczej było z oczami Hope. Były czerwone i załzawione. Usmiechnęłam się i pokiwałam głową. Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam mu odpowiedzieć.
-Bywało gorzej - zwinęłam się lekko - Co się ze mną stało ?
-Lekarze nie mogli cie odratować. - tym razem odpowiedziała spokojne już Hope ,a po jej policzkach na wspomnienie ostatnich wydarzeń leciały powoli łzy - Zapadłaś w śpiączkę ,a lekarze nie dawali ci żadnych szans. Baliśmy się o ciebie i siedzimy tu cały czas. Gdyby nie Liam pewnie nie byłoby cię z nami.
I w tym momencie spojrzałam na Liama ,który leżał wtulony w moje ramię. Nie widziałam jego oczu bo był maksymalnie we mnie wtulony.
-Nie spał od 4 dni - zaczęła Hope - Cały czas był przy tobie i czuwał po nocach. To świetny facet - przejechała mu ręką bo wzburzonych włosach chcąc go obudzić z lekkiej drzemki. Warknęłam na nią lekko w geście zazdrości ,a ta spojrzała na mnie spojrzeniem pełnych dziecięcego podniecenia i zdziwienia. Sama nie wiedziałam dlaczego tak się zachowałam ,ale nie mogłam patrzeć jak Hope dotyka czegoś co uważałam za moje. Liam podniósł głowę i spojrzał na mnie. Byłam mu wdzięczna za ocalenie mi życia. Nie wiem jak odwdzięcze mu się za to co dla mnie zrobił.. w moim śnie kiedy zobaczyłam małą istotkę....Wiedziałam ,że nie mogę się poddać. Liam przybliżył się do mnie i popatrzył mi głęboko w oczy. Przysunął mój podbródek do swojego i uśmiechnął się lekko. Poczułam jego usta na swoich. Musnęłam jego górną wargę i zapragnęłam go więcej. Patrzyłam na jego usta co szybko wychwycił. Zerknęłam na niego i nim zdążyłam zaczerpnąć oddechu wpił się w moje usta.


No więc chciałabym serdecznie podziękować za wszystkie komentarze :) Liczę bardzo na waszą opinię i mam nadzieje ,że już 10 rozdział spodoba wam się ,bo trochę się nad nim namęczyłam. Enjoy <3

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 9

Znacie to uczucie kiedy zaczyniacie spadać ? Ciągniecie wtedy za sobą wszystkie wspomnienia. Potem znikacie w nicości i rozpadacie sie ma miliony małych kawałeczków. Jest tylko jedna osoba która potrafi je wszystkie złożyć w całość nie myląc się w układaniu. Ale jej nie ma. Zniknęłam wsześniej niż wy. Tak się teraz czuję... O ile potrafię czuć. Wszystko mi się posypało. Życie nie jest już bajką. Nie mam nikogo

***

3 miesiące. 3 miesiące temu kaleczyłam stopy biegnąc do domu. Zamknęłam drzwi. Rzuciłam buty w kąt i pobiegłam na dach. Siedziałam tam 2 dni do póki nie znalazła mnie mama. No właśnie Mama. Mama i Tata zginęli 2 miesiące temu. Jechali do pracy nowiutkim autem. Tata nie potrafił zapanować nad autem na śliskiej drodze. Zginęli na miejscy. Do 18 roku życia opiekę nade mną ma moja ciotka. Przejęła prawa rodzicielskie ,ale pozwoliła mi mieszkać samej w starym domu. Mieszkałam tam sama miesiąc. Miesiąc...Miesiąc temu Jonnie zmarł. Wszystko już było z nim dobrze ,ale kiedy przyjechała po niego policja wyskoczył przez okno z 4 piętra szpitala. Nie miał szans na przeżycie. Od 3 tygodni w moim domu nocowała Hope. Bała się o mnie.. Myślała ,że chcę się zabić. I słusznie. Chciałam i dalej chce ,a dzisiaj mam na to szanse. Hope wyszła do domu pomóc i zostawiła mnie na kilka godzin samą. Idealnie. Podeszłam do szafki z lekami i wyciągnęłam w kolei : 5 tabletek nasennych, 8 przeciwbólowych, 3 na spowolnienie pracy serca. 16 to dokładnie tyle ile miałam lat.. każda za jeden pieprzony i nic nie warty rok mojego życia. Wzięłam je do ust i popiłam zwykłą wodą. Alkohol mi nie smakował nie chciałam sie nim dręczyć w ostatnich godzinach mojego życia. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam szybko próbując się troche ogarnąć po drodze. Otworzyłam ciężkie drzwi i najpierw oślepiło mnie światło słońca ,a dopiero potem zobaczyłam znajomą mi twarz. Lekkie rysy i lśniące blado brązowe tęczówki, pełne usta i mały nos. Liam. Przez pierwszy moment nie mogłam złapać oddechu i prawie upadłam. Dopiero kiedy poczułam jego ręce podtrzymujące moje ciało oprzytomniałam i zaczęłam próbować złapać oddech. Stanęłam już bez jego pomocy. Delikatnie zaczęło mi sie kręcić w głowie co znaczyło ,że tabletki zaczęły działać. Spojrzałam na niego nie obecnym wzrokiem i bez żadnych uczuć zapytałam:
-Liam dlaczego mi to robisz ?
-Rosalie nigdy nie chciałem cie skrzywdzić, Chcę ci pomóc...Z prasy dowiedziałem się co się stało. Powiedz tylko jedno słowo ,a zrobię dla ciebie wszystko. Nie zrobię tylko jednego.
-Czego ?
-Nie odejdę.
Rzuciłam sie w jego ramiona i zaczłęłam płakać. Ale nie krzyczałam ,bo zwyczajnie nie miałam na to siły. Łzy spokojnie leciały mi po policzkach mocząc koszule Liama. Zwinęłam sie w kulkę ,bo zaczął mnie boleć. Znów prawie upadłam tylko jak zwykle Liam zdążył mnie złapać.
-Rosalie co sie dzieje ?! Boże co jest.. Zaniosę cię na kanapę do salonu.
-Liam to nic nie da...Nie potrzebuję odpoczynku - spojrzał na mnie zdziwiony i wziął na ręce. Weszliśmy do salonu. Kiedy Liam chciał już mnie posadzić na kanapie zauważył pudełka po tabletkach. Spojrzał na mnie ze strachem w oczach po czym złapał mnie tylko jedną ręką ,a drugą zwalił wszystkie tabletki na podłogę.
-Rosalie coś ty zrobiła ?! Prosze poczekaj...Nie zamykaj oczu.
-Nie dzwoń i tak już jest na późno - patrzyłam na niego ostatni raz - prosze nie trudź się.
-Rose na nic nie jest na późno. Musisz żyć nie możesz mnie zostawić nie dam rady bez ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim rozumiesz ?! Jeżeli ty umrzesz sam sie zabije.
-Liam nie mów tak proszę...-powoli gasłam - Bądź teraz przy mnie. Usłyszałam jego rozmowę. Zadzwonił po pogotowie.
-Rose nie możesz mi tego zrobić. Zostań ze mną - powoli zaamykałam oczy ,a ból brzucha nie dawał mi nawet chwili odpoczynku.
-Liam..
-Tak ?
-Kocham cię.
Zamknęłam oczy.

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 8

2 sms-y, 2 różne osoby. Co łączyło obie wiadomości ? Taka sama treść, która głosiła: Spotkajmy się jutro o 10:00. Jaka szkoda ,że ,,jutro" nastąpiło własnie dzisiaj. Kurwa.....KURWAKURWAKURWAKURWAKURWA. Pewnie w mojej głowie roiło się tysiące myśli związanych z tym do kogo mam iść o godzinie 10:00 ,ale ja teraz stałam przy szafie i martwiłam się co mam na siebie włożyć. Brawo Rosalie ! Pogratulować inteligencji. Dwoje najważniejszych osób w moim życiu wczoraj dokładnie o 18;00 wysłało mi sms-y ,by dzisiaj dokładnie o godzinie 10;00 spotkać się w Pubie lub w miejscu gdzie o ironio poznałam Liama. A ja tym czasem zastanawiałam się co na siebie założyć. Mój mózg naprawdę  przestał pracować sprawnie. Poważnie martwiłam się o swoje zdrowie.. ostatnio strasznie schudłam i zrobiłam się blada jak ściana. To pewnie przez to jak mało jem. Zawsze uważałam się z grubą ciekawe dlaczego tak było ? Środowisko wywierało na mnie presję ,ale bez przesady. A może różowy... KURWA ROSALIE NIE PIERDOL FARMAZONÓW O ZDROWIU TYLKO MYŚL CO MASZ ZROBIĆ IDIOTKO. Dobra spokój. Musiałam skończyć wewnętrzną kłótnie z samą sobą i chwile na spokojnie pomyśleć. Znowu dźwięk sms. Zaczęłam nienawidzić tego sygnału kojarzył mi się z wyborami. Nie miałam pojęcia dlaczego. Wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam ,że wiadomość jest od Hope.

Hope: Rosalie, kochanie najmociej cię przepraszam ,ale nie możemy się dzisiaj spotkać. Muszę się zając Ashtonem. Jeszce raz przepraszam Kocham <3 xx

Coraz bardziej kochałam Hope i coraz bardziej przekonywałam się do jej braciszka. Ashton miał zaledwie 8 miesięcy i był najsłodszym dzieckiem na całym wielkim świecie. Mimo wszystko się go bałam. Kiedy pierwszy raz nachyliłam się nad jego kołyską ten mały drań złapał mnie za włosy tak mocno ,że troche nawet wyrwał. Mały szkrab za każdym razem kiedy próbowałam wraz z Hope wyciągnąć spory pukiel włosów spod jego paluszków piszczał i krzyczał mi do ucha. Nie zostało wtedy mi wtedy nic innego jak ścięcie tego sporego pasma jaśniutkich włosów. Przez kilka miesięcy w szkole panowała moda na wycięte włosy. Dzięki maluchu. Wracając do tematu.. Po przeczytaniu SMS-a wpadłam w euforię radości. W końcu mogłam się zastanowić w co mogę sie dziś ubrać. Po krótkim namyśle wyciągnęłam z szamy mój ulubiony zestaw. No przyznam szczerze - był mocny i mroczny,ale kochałam go całym sercem. Dostałam go od mojego kuzyna ,którego nie widziałam spory szmat czasu. Ćpał- jego rodzice wyrzucili go z domu ,to było chyba 2 lata temu. Teraz zastanawiałam się co z nim jest. Byłam z nim bardzo zżyta. Mój ulubiony zestaw http://www.faslook.pl/collection/-4927/ był bardzo nieodpowiedni na zwykłe spotkanie ,ale no cóż - dawno go nie nosiłam. Była już 09:40 więc postanowiłam wyjść już z domu. Droga wiodła cały czas w dół więc szło mi się całkiem przyjemnie. W końcu doszłam do miejsca w którym poznałam Liama. Chłopak już tam stał. Kiedy mnie zobaczył odwrócił się w moim kierunku i wyszczerzył szeroko zęby. Mimo wszystko widziałam ,że jest zdenerwowany - krążył nerwowo i szybko ,a także miał spuszczoną nisko głowę. Zaczęłam się martwić. Podeszłam do niego niepewniei poklepałam go lekko w ramię.
-Liam coś nie tak ? Coś ci się stało? - wycedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie nic sie nie stało - jakoś mnie tym nie przekonałeś wiesz - Wyglądasz ślicznie.
-Bardzo dziękuje Liam. Ale lepiej powiedz co się stało - robiłam sie nerwowa.
-No bo wiesz - moje serce zatrzymało się na chwile - Rosalie nie jestem tym kim myślisz !.
-Co dlaczego tak mówisz ?! - zbierało mi się na krzyk ,a uczucia miotały mną jak marionetką.
-Jestem cholernym pieprzonym zazdrośnikiem - usiadł na ziemie - Pieprzonym skurwysynem rozumiesz ? Jestem nikim ! - i w tym momencie rzucił szklaną butelką którą caly czas trzymał w ręce.
-Liam do cholery co ty bredzisz ?! Wiem kim jesteś ! I dlaczego miałbyś być zazdrosny ??
-Bo cie kocham Rosalie ? Rozumiesz ?! Kocham całym sercem. Jesteś moim powietrzem i sercem. Nie mogę żyć bez ciebie jesteś dla mnie wszystkim. Radością i smutkiem, powietrzem i wodą. Oddycham tobą. Bez ciebie jestem nikim. Jesteś ostatnim puzlem w mojej układance. Kimś kto zwalnie grawitacje.... Kimś najważniejszym.
-Liam posłuchaj się piłeś.. - nie mogłam nic wydusić. Miałam nadzieję ,że to wszystko nie sen. To było zbyt piękne by było prawdziwe.
-Nic nie piłem Rosalie. Ale jestem okropnym człowiekiem. Mam problemy z agresją. Nie potrafię sie opanować i cały czas boje się ,że grozi ci przy mnie niebezpieczeństwo. Nie wiesz kim jestem. Mógłbym cie skrzywdzić.
-Liam uspokój się. Nie mógłbyś mi nic zrobić ufam ci rozumiesz - nachyliłam twarz ku jego twarzy. Jego czy były załzawione ,ale nie płakał.
-Rose ty nic nie wiesz... Ja byłem u Jonniego.. To przezemnie uciekał..
-Co ?! Gdzie byłeś ?! Jakto uciekał przez ciebie ? Goniłes go ? Liam odpowiedz mi w końcu. - byłam coraz bardziej zdenerwowana i niecierpliwiłam się.
-Wtedy... w ten dzień wypadku... Byłem u niego. Znalazłem go. Najpierw troche się poszarpaliśmy ,a potem to ja zadzwoniłem po Policje... To przeze mnie uciekał i wpadł pod to auto.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Teoretycznie z winy Liama Jonnie leżał w szpitalu i walczył o życie. Łzy zaczęły mi ciec po policzkach. Coraz bardziej się sypałam nie mogłam złapać równowagi i upadłam. Liam szybo złapał mnie i lekko zamortyzował upadek.
-Nie dotykaj mnie.. - szybko wstałam - nigdy więcej tego nie rób.
-Rosalie ? Prosze..
-Zostaw mnie ! To to nie możliwe.. Ufałam ci - zaczęłam głośno szlochać. Nie panowałam nad tym co robię.
-Rosalie proszę uspokój się i opanuj oddech ! - Dobra przyznam lekko się zapowietrzyłam.
-Liam co ty zrobiłeś.. - starałam się opanować. Usiadłam i ściągnęłam buty.
-Rose co ty robisz ? Zaniosę cie do domu - złapał mnie za talię. Zamachnęłam się i wymierzyłam mu siarczystego policzka. Spojrzał na mnie oszołomiony. Wzięłam buty i zaczęłam biec w stronę domu. Prawie nie widziałam drogi za sobą słyszałam tylko krzyki Liama.

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 7

Stanęłam przed drzwiami domu zakłopotana. Nie wiedziałam jak Liam zareaguje na to jak szybko wybiegłam z domu. Delikatnie nacisnęłam na klamkę i starając się nie wydać żadnego dźwięku po cichutku weszłam do domu. Odwiesiłam kurtkę na wieszak i ściągnęłam buty. Weszłam do salonu i na kanapie zobaczyłam Liama oglądającego telewizje. Podeszłam bliżej mebla i szepnęłam cichutki i niepewnie:
-Hej
-O Rosalie wróciłaś ? I jak ? Wszystko z nim w porządku - mówił z przyklejonym uśmiechem.
-Jest cały połamany - posmutniałam- wszystko się okaże w ciągu następnych kilku dni.
-Tak mi przykro- podszedł do mnie i mnie przytulił.
-A ty co robiłeś jak mnie nie było ?
-Oglądałem ,,Władce pierścieni " na DVD. Musisz mi kiedyś pożyczyć kolekcję.
-Nie ma sprawy - zaśmiałam się - jesteś głodny ? Bo ja umieram z głodu.
-No sczerze mówiąc trochę jestem - uśmiechnął się- Może razem coś przyrządzimy ?
-Bardzo chętnie.
Weszliśmy do kuchni i zaczęliśmy się zastanawiać co mamy ugotować. Liczyłam na instynkt kulinarny Liama ,bo moja kuchnia była fatalna. Właściwie wcale jej nie było. Liam zaproponowawał Spaghetti.Śiwtnie po prostu świetnie. Nawet tak prostego dania nie potrafiłam ugotować.
-Liam muszę ci się do czegoś przyznać. Nie potrafię gotować...- zarrumieniłam się ze wstydu.
-Spokojnie nauczę cię - umiechnął się sympatycznie.
Gotowanie sprawiło mi wielką przyjemność. Dobrze się bawiłam pod wodzą Liama. Nie obyło się bez małej bitwy na jedzenie w której nie miałam szans. W końcu usiedliśmy do posiłku który okazał się najsmaczniejszą rzeczą w moim życiu. Długo rozmawialiśmy ,a w końcu zakłopotany Liam zapytał:
-Dlaczego twoje nazwisko to Swanson skoro jesteś Polką ?
-Mój pradziadek ze strony Taty był Anglikiem ,ale wyjechał do Polski za miłością.
-Więc nie jesteś tak do końca Polką ?
-W małym stopniu ,ale nie nie jestem.
-Chciałabyś kiedyś wrócić do Polski ?
-Wiesz...Sama nie wiem. Nie znam tamtejszej kultury ,a językim ledwo się posługuję. Spędziłam tam tylko pierwsze 2 miesiące życia.
-Ale to w końcu twój kraj ! Mogłabyś się tam poczuć jak w domu. - kontynuował - nie ciekawiło cię nigdy jak tam jest ?
-Często o tym myślę - zdziwiłam się na ten jego upór - A czemu pytasz ?
-Bo to musiało by być niezwykłe wrócić do kraju ,który jest w 100% twój ,a mimo to go nie znasz.
-Jakby tak na to patrzeć.....-zaciekawiło mnie to- to w sumie całkiem...niezwykłe.
Uśmiechnął się deliktnie. Jak tylko zjedliśmy postanowiliśmy wszystko razem posprzątać. Kilkukrotnie jeszcze poruszyliśmy temat Jonniego ,bo najwidoczniej Liama zainteresował jego stan zdrowia. Ciekawiło go co dokładnie stało się mojemy ex-chłopakowi i dlaczego do tego doszło. Zaproponował nawet ,że jeżeli będę chciała podwiezie mnie jutro do szpitala. Oczywiście zgodziłam się ,ale coś mnie niepokoiło. Od kiedy Liama tak ciekawił Jonnie ? Przecież po tym co usłyszał szczerze go znienawidził i nie chciał go już więcej widzieć. Pytał o wiele rzeczy ,ale... tak ! Teraz zauważyłam. Pytał głównie o to o czym rozmawiliśmy i co czułam widząc go takiego. Kiedy powiedziałm mu ,że znów się przyjaźnimy jego szczere zainteresowanie tematem zaczęła trawić pputska. Widać to było w jego oczach kiedy traci zainteresowanie i zaczyna robić się smutny ,albo czasem choć rzadko zirytowany. Troche martwiło mnie to ,że widzi w Jonni'm konkurekcje. W pewnym momencie poczułam się trochę jak rzecz, taka marionetka do zabawy. Chciał mnie                                           zatrzymać dla siebie ? Miałam nadzieje ,że tylko panikuję przez emocje dzisiejszego dnia ,ale nie mogłam się pozbyć wrażenia ,że Liam coś przedemną ukrywa. Nic poważnego ,ale coś napewno. Coś co całkiem dotyczyło mnie...No nie wiem może jakieś uczucie ? Nie mówię ,że miłość choć już raz powiedział ,że mnie kocha ,ale potem wytłumaczył ,że to był taki odruch...Eh Rosalie skup się ! Co on może mieć na myśli ? Móje rozmyślania przerwał dźwięk SMS-a...od Liama ! Kiedy do cholery on wyszedł ?! A no tak...2 godziny temu.
Liam: Mam Ci coś ważnego do powiedzenia....Możemy się jutro spotkać?                                           

Ja: Jasne :) A o której ?

Liam: No nie wiem... Może być 10:00 ?

Ja: Jasne :)

Liam: Dziękuje... Do zobaczenia ;)
Co tak ważnego Liam chce mi powiedzieć z samego rana ? Czy może jutro dostanę odpowiedź na moje wcześniejsze przemyślenia ? Usłyszałam kolejny sygnał mówiąc o tym ,że dostałam wiadomość tyle ,że tym razem od Hope.

Hope: Rose ! Musimy się jutro spotkać. Najlepiej o 10.00 i nie przymjuję odmowy ! Kocham cię ;3

No tak....Cholera.
                                                       

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 6

Zamknęłam drzwi przed nosem mężczyzn trzaskając głośno. Pobiegłam szybko do salonu wzięłam w rękę portfel i telefon, po czym wbiegłam do przedpokoju szukając odpowiedniej kurtki. Nie zwróciłam uwagi na Liam'a który patrzył się na mnie ze zdziwieniem i smutkiem wymalowanymi na twarzy. Odwróciłam się do niego popatrzyłam w jego piękne tęczówki i powiedziałam:
-Liam.. Nie rozumiesz. On przez długą część mojego życia był dla mnie kims ważnym ,a teraz mnie potrzebuje - nie wiedziałam czy zrozumie.
-Ja po prostu myśłałem ,że... Nie ważne biegnij - uśmiechnął się najszczerzej jak potrafił.
-Czy kiedy tu wróce będziesz tu jeszcze ?
-Jasne poczekam tak długo jak będzie trzeba.
Podeszłam do niego, cmoknęłam w policzek. Przytulił mnie i po dłuższej chwili puścił. Podeszłam szybko do drzwi otworzyłam je i ostatni raz spojrzałam na chłopaka który uśmiechał się serdecznie. Zamknęłam drzwi

***

Mijałam kolejne sale szpitala w zawrotnym tępie, nie mogąc ustać w miejscu by poekac na jaką kolwiek informacje o stanie zdrowia mojego byłego chłopaka. Z tego co zrozumiałam z tłumaczeń  pelęgniarki w którą stronę mam iść domyśliłam się ,że muszę dojść w końcu do jakiegoś punktu. Sala 201,2012,203,... Ale gdzie do cholery jest 216 ? W końcu doszłam do drzwi na korytarz pacjętów Intensywnej terapii. Czyli Jonnie leżał na OJOM'ie przez co coraz bardziej się niepokoiłam. 214,15 Tak w kończu są 216 ! Weszłam szybko do Sali. Na łóżku leżał chłopak który wyglądał jakby był złamny na pół. Ten widok zapamiętam do końca życia - widok Jonniego wygiętego w pół całego w gipsie z rurkami i kablami popodłączanymi do każdej części ciałam tak przecież młodego chłopaka. Podeszłam pooli do łóżka złapałam chłopaka za rękę i przysiadłam na skraju mebla. Nie mogłam pochamować łez cisnących mi się do powiek i już po krótkiej chwili zaczęłam płakać jak małe dziecko.
-Jonnie ? - wybełkotałam - Śpisz?
-Nie tylko oglądam powieki od środka - Uśmiechnęłam się na ten powrót starego Jonniego.
-Czyli jak zwykle ?
-Tak .. Normalka. Plecy mnie swędzą ,a nie mogę się nawet ruszyć - starał się podtrzymać atmosferę.
-Jonnie bez pieprzenia.. Co się stało ? - zapytałam zasmucona.
-To długa historia.. Policja mnie goniła. Nie zauważyłem auta.. Tyle pamiętam- szeptał smutno.
-Jonnie dlaczego uciekałeś ? - pytałam - Wiesz jak się o ciebie martwiłam ?
-Rose to teraz nie ważne. Chcę cię za wszystko przeprosić - zaczął - Przpraszam za to ,że przeze mnie płakałaś, przepraszam ,że musiałaś to wszystko przechodzić, Przepraszam ,że to wszystko zaprzepaściłem... Przepraszam ,że tak źle traktowałem kobietę która na to niczym nie zasłużyła. Przepraszam za to jakim byłem tępym frajerem. Niczego tak nie żałuję jak tego co ci zrobiłem. Przepraszam...
-Jonnie.. Przyjmuję twoje przeprosimy i jak najbardziej ci wybaczam - uśmiechnęłam się - zobaczysz kiedyś na starość jak spotkamy się na spacerze z gromadką wnuków będziemy się śmiać z tej sytuacji.
-I ty i ja wiemy ,że nie dożyję spokojnej starości - zawsze posiadał dar czytania w myślach - Wiesz ,że jesteś cudowna ? Zawsze mnie pocieszałaś i zawsze ci to wychodziło.
Jonnie ostatecznie doprowadził mnie do wybuchu płaczu>
-Ej Skarbie ogarnij sie proszę - chciał mnie rozbawić - makijaż ci się rozmarze.
-Dobrze wiesz idioto ,że nie jestem pomalowana.
Oboje się zaśmialiśmy.
-Czyli rozumiem ,że dalej jesteśmy przyjaciółmi - zapytał z Uśmiechem.
-Żartujesz ? Chłopie jesteś moim BFF - roześmiałam się a Jonnie mi zawtórował.
-Hmm.. Będziesz mi przynosić do szpitala ciepły rosołek i karmić mnie jak małe dziecko ?
-Hej hej Nie rozpędzaj się  - śmiałam się - warunki jeszcze nie były ustalone.
-A więc głodówka - powiedział - Znowu.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Brakowało mi takiego Jonniego. Przytuliłam jego głowę i zaczęłam kolejną rozmowę. Po jakichś 30 minutach postanowiłam iść do domu. Właściwie nie sama z pomieszczenia wyprosiła mnie grzecznie pielęgniarka. Na odchodnę Jonnie krzyknął do mnie ,,Hej Bejbe... Niech on się tobą zajmie". Nie rozumiałam skąd on to wie. Wyszłam ze szpitala przepełniona nadzieją ,że wszystko jeszcze zdąży się ułożyć. Miałam nadzieję ,że Jonnie wyjdzie z tego i będziemy przyjaciółmi. Wrcałam do domu z uśmiechem na twarzy zupełnie nie świadoma życia i szczęśliwa bo odzyskałam ważną dla mnie osobę.

Rozdział 5

Od czasu kiedy dowiedziałam się ,że Jonniego ściga policja minął miesiąc. Okazało się ,że mój były chłopak jest oskarżony o handel narkotykami i wymuszanie pieniędzy ,a także kilka oszustw. Całą ta sytuacją byłam na prawde wstrząśnięta. Sądziłam,że go znam ,ale pewnie bardzo się myliłam. Policja chciała bym im pomogła ,ale stanowczo odmówiłam tłumacząc ,że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Przyznam jednak ,że bardzo mi go szkoda i mu współczuje. Jest młody - wszedł na złą drogę ,a to przeciez nie jego wina. Traktował ludzi tak jak był traktowany. Próbowałam się z nim skontaktować na własną rękę ,ale podobno wyjechał za granicę. Jego rodzice wyrzekli się go twiardząc ,że nie tak go wychowali.Od spotkania z Liamem dużo myślałam o tym co się stało ze mną i Jonniem. Wracając do Liama - nie rozmawiałam się z nim od 3 tygodni. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy, bo teraz głowę miałam zawaloną Jonniem. Dla mnie najważnejsze było teraz to czy Jonnie jest bezpieczny. Może miałam do niego żal ,ale dużo sobię dzięki niemu uświadomiłam. Znaliśmy się od piaskownicy i dalej zajmował miejsce w moim sercu. Liam często dzwonił do mnie i przychodził pod mój dom ,ale nie łamałam się i siedziałam cichutko jak myszka płacząc przez to jak długo go nie widzę. Musiałm kiedyś spojrzeć mu w oczy i wyjaśnić wszystko. Ten dzień przypadał właśnie na dziś. Od pól godziny w ręce trzymałam telefon z wybranym numerem Liama i zastanawiałam się czy zadzwonić. W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha. Już po jednym sygnale usłyszałam zaniepokojony głos Liama:
-Rosalie ! Co sie stało ?! Wiesz jak się martwiłem... Dlaczego nie odbierałaś. Eh nie ważne wszystko w porządku. Rosalie jesteś tam ?! - mówił szybko i bez oddechu.
-Liam spokojnie. Wszystko w porządku... Chcę z tobą porozmawiac. Mógłbyś przyjechać ? - modliłam się żeby miał coś na głowie.
-Oczywiście za 10 minut będę - krzyknął - Kocham cię... Cholera - rozłączył się szybko gryząc sie w język. No to teraz tylko czekać na zagładę... ZARAZ CO ?! Czy on właśnie powiedział ,że mnie kocha czy ja mam coś ze słuchem ? Nie pewnie mi sie przesłyszało... O nie mam dobry słuch. Liam powiedział mi ,że mnie kocha. Cholera. Miało się układać. Przez 10 minut cały czas przypominałam sobie te słowa ,,kocham cię". Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka który ciągnął się jakieś 10 sekund. Podbiegłam do drzwi wzięłam głęboki oddech i otworzyłam  machoniowe ciężkie drzwi. Liam odrazu wyciągnął ramiona i ,,wskoczył" na mnie mocno mnie do siebie tuląc jedną ręką - a drugą zamykając drzwi. Odwzajemniłam uścisk z taką samą zachłannością co chłopak i wtuliłam sie w jego tors wciągając słodki zapach jego perfum. Mogła bym to robić wiecznie gdyby nie spokojny głos Liama nad moją głową:
-Rose...czy ty ... czy słyszałaś co mówiłem ? - zapytał niepewnie dobierając słowa.
-Tak. Słyszałam - powiedziałam delikatnie i uśmiechnęłam się wyciągając jedną rękę która następnie położyłam na jego twarzy. Chłopak oparł o nią głowę i szepnął:
-Przepraszam.. Dlaczego nie odbierałaś ? - podniósł głowę spoglądając na mnie.
-Musiałam przemyśleć wszystko - odparłam odpowiednio dobierając słowa - nie masz za co przepraszać. To ja powinnam to zrobić. Przez tak długi czas nie dawałam znaku życia, pewnie się martwiłeś.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - spowarzniał - Bałem się najgorszego. Chciałem cię mieć przy sobie a nie mogłem. To były katusze.
Znów się w niego wtuliłam ,ale tym razem podniósł mnie wysoko i zaczął kręcić. Cicho zachichotałam i wyciągnęłam ku niemu ręcę. Postawił mnie na ziemię:
-Dlaczego zadzwoniłas ? O czym chciałaś pogadać /
-O niczym... Chciałam cię przeprosic.. I miec po prostu przy sobie.
-I mi to wystarczy - zasmiał się.
Gdy szliśmy do salonu znów usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam je otworzyć i zobaczyłam 2 mężczyzn ubranych na ciemno z odznakami w dłoni. Ewidętnie byli to Policjanci.
-Pani Rosalie Swanson ? - Zapytał jeden z nich grugym basem.
-Tak.. Coś się stało ? - poczułam na swoim ramieniu dłoń Liama obróciłam sie w jego stronę i zobaczyłam zdziwienie w jego oczach.
-Pan Jonnie La'Lexon chcę się z panią widzieć znajduje się w szpitalu na ulicy Jackobs'a. Pojedzie Pani z nami ?
Spojrzałam na Liam'a z błagalnym wzrokiem szepnęłam ciche 'przepraszam' odwróciłam się do 2 mężczyzn.
-Oczywiście - powiedziałam - Zaraz będę gotowa.